Person Record
Metadata
Name |
Hausner, Stanislaw |
Occupation |
Mieszkajacy w Stanach Zjednoczonych Stanislaw Hausner byl pilotem-mechanikiem w slynnej wytwórni filmowej braci Warner. Urodzony w Polsce, utrzymywal emocjonalny zwiazek ze swoim krajem, dzialal w polskich stowarzyszeniach i mówil plynnie w ojczystym jezyku. By ten zwiazek podkreslic, juz w 1921 roku, jako 21-letni mlodzieniec, Hausner zaczal myslec o wielkim przelocie nad Pólnocnym Atlantykiem, z USA do Polski. Pierwsza próbe podjal 28 maja 1932 roku. O godzinie 9:10 wystartowal z lotniska Newark w New Jersey, gdzie jednak po szesciu godzinach lotu zmuszony byl powrócic. Zawiódl samolot – turystyczna Bellanka J 1927 z 220-konnym silnikiem Wright Whirlwind, nie dopisala pogoda. Ale juz po kilku dniach ponownie wyruszyl w transoceaniczna podróz. 3 czerwca o godzinie 8:46 jego samolot opuscil lotnisko Floyd Benett Field pod Nowym Jorkiem. Do ladowania przygotowano powiadomione lotnisko docelowe – na warszawskim Okeciu. Wraz z Bellanka wystartowaly dwa inne samoloty, które towarzyszyly Hausnerowi przez okolo 300 km, po czym zawrócily, pozostawiajac go samego nad oceanem. Polak nie posiadal zadnych srodków lacznosci. Gdy jego samolotu nie zauwazono ani w Nowej Funlandii, ani w Irlandii czy Londynie – tak wiodla zaplanowana trasa lotu – zaczeto sie niepokoic. Na slad maszyny nie natrafil zaden okret. Wszystkie przeplywajace w poblizu trasy lotu jednostki zostaly zapytane, czy nie widzialy samotnej maszyny. Hausner przepadl. Przypuszczano, ze moze jednak zyje, uratowany przez pozbawiony radia kuter rybacki, moze napotkana burza zmusila go do ladowania na niezaludnionym wybrzezu kanadyjskim. Minal tydzien. Az noca z 11 na 12 czerwca swiatowe agencje prasowe podaly sensacyjna wiadomosc: "Hausner uratowany". Okolo 800 km od wybrzezy Portugalii brytyjski tankowiec napotkal unoszacy sie na falach samolot – byla to "Rosa Maria" polskiego pilota. Janusz Kedzierski w swojej ksiazce "Zapomniane rekordy" przytacza opowiesc samego Stanislawa Hausnera o tym, co zmusilo go do wodowania na falach oceanu oraz jak udalo mu sie przetrwac tyle dni w rozkolysanym samolocie. Otóz juz noca z 3 na 4 czerwca pilota zaniepokoilo nadmierne zuzycie paliwa. Doszedl do wniosku, ze wycieka ono z uszkodzonego zbiornika. "Okolo 8 rano obliczylem, ze bede mógl przebywac w powietrzu jeszcze najwyzej cztery godziny" – wspominal Hausner. Poprawil kurs w celu zblizenia sie do szlaków zeglugowych, zmniejszyl do minimum obroty silnika i nabral wysokosci. Po przeszlo 28 godzinach lotu zapadla cisza – silnik przestal pracowac. "Ocean byl wzburzony. Lotem slizgowym podszedlem do wodowania. Po zetknieciu sie z woda Bellanka zanurzyla sie dosc gleboko. Nastepnie powoli wyplynela na powierzchnie. Puste zbiorniki po benzynie stanowily rodzaj plywaków, utrzymujacych na wpól zanurzony samolot na wodach oceanu" – opowiadal pilot. Poczatkowo siedzial w kabinie, jednak noca, gdy ocean rozszalal sie, fale nieustannie zalewaly jej wnetrze – do rana nie zmruzyl oka, kurczowo przyczepiony do grzbietu kadluba. Byla to druga juz bezsenna noc. Nasiakajacy woda platowiec zanurzal sie coraz bardziej. Zmeczone oczy Hausnera kilkakrotnie widzialy przeplywajace w oddali statki, z zadnego z nich jednak nie dostrzezono kolyszacej sie na falach sylwetki samolotu. Pilot zywil sie zabranymi na droge sandwiczami, popijal je woda z chlodnicy i mial nadzieje, ze nie zaatakuja go podplywajace rekiny. "9 czerwca jeden ze statków przeplywal tak blisko, ze golym okiem widzialem ludzi na pokladzie. Nastepnego dnia bylem juz tak wyczerpany, ze zapadlem w rodzaj omdlenia. Uslyszalem nagle ryk syreny" – konczy Stanislaw Hausner. Zanim znalazl sie w szalupie spuszczonej na wode przez brytyjskich marynarzy, we wraku samolotu spedzil siedem dni i szesc nocy. Jak mówil kapitan tankowca, juz na statku pilot wyszeptal tylko "Dziekuje kapitanie. Czekalem na pana siedem dni. Zawiadomcie zone, ocalcie samolot" i zemdlal. W swiat poszla depesza: "Lotnik Hausner ocalony!". Lotnik Hausner nie zrazil sie niepowodzeniem. Po wyjsciu ze szpitala rozpoczal przygotowania do trzeciej próby przelotu nad Atlantykiem Pólnocnym. Zamierzal wystartowac z Nowego Jorku, dotrzec do Warszawy, a nastepnie leciec dalej, dalej, az po Ural... W 1935 roku, komitet organizujacy nabozenstwo za spokój duszy zmarlego marszalka Józefa Pilsudskiego, poprosil Stanislawa Hausnera o wykonanie przelotu nad polskim kosciolem w Detroit, gdzie odbywala sie msza. Podczas jednej z ewolucji jednoplatowiec nazwany "Marszalek Pilsudski" runal na dach pobliskiego budynku i zapalil sie. Pilot splonal. W najblizszych dniach mial zmierzyc sie z Wielka Woda. "Goniec Czestochowski" z 21 maja 1935 roku tak pisal o okolicznosciach katastrofy: "Hausner przybyl do Detroit celem wziecia udzialu w nabozenstwie zalobnem za dusze Marszalka. Wyruszyl on z lotniska o godz. 10-ej m. 30 rano, poczem widziano samolot jego krazacy nad kosciolem, gdzie odbywalo sie nabozenstwo. W chwili wykonywania loopingu oderwalo sie skrzydlo i samolot runal w dól. Momentalnie nastapil wybuch, którego plomienie ogarnely otaczajace budynki. Nadbiegle tlumy uniemozliwily zarówno policji, jak i strazy ogniowej akcje ratunkowa". Stanislaw Hausner byl synem Franciszka i Apolonii Cichon. Urodzil sie 5 marca 1900 roku w Jasliskach pod Sanokiem. Slawomir Kasjaniuk zrodlo: http://lotniczapolska.pl/Przez-Atlantyk-do-Warszawy,11636 |